Kochani, miło nam zakomunikować, że Sebastian Pisarski zrealizował swój projektu Ultra Baltic Race 2025. Ten niesamowity człowiek przejechał na rowerze 832 km z Helu do Krakowa, przebiegł 87 km z Krakowa do Zakopanego oraz wbiegł na Kasprowy Wierch (16 km)łącznie 935 km wysiłku fizycznego w ciągu zaledwie 127 godzin i 50 minut! A wszystko po to, by zebrać środki na realizację marzeń naszych podopiecznych. Na założonej w tym celu zrzutce do chwili obecnej zebrano 5632 zł, ale zbiórka jeszcze trwa i jeśli chcesz podziękować Sebastianowi za jego wysiłek, wesprzeć jego działania i pomóc zrealizować marzenia ciężko chorych dzieci, zapraszamy: https://zrzutka.pl/guv44h.

A tak Sebastian wspomina swoją sześciodniową przygodę – od Bałtyku po Tatry! Sebastian, dziękujemy!

„Wszystko zaczęło się na cyplu w Helu. Szum fal, wiatr znad morza i poczucie, że przede mną coś wielkiego. Rower był przygotowany, sakwy dopięte, a ja w głowie miałem tylko jeden cel – dotrzeć na Rysy i zebrać jak najwięcej środków dla dziewczynek. Pierwszego dnia jechałem długo i mocno. Zmęczenie przyszło dopiero wieczorem, kiedy po 297 kilometrach wjechałem do Bydgoszczy. Nogi bolały, ale serce biło szybciej z ekscytacji niż ze zmęczenia.

Drugiego dnia droga prowadziła w stronę Łodzi. Ponad 230 kilometrów przez Kujawy – proste, szybkie odcinki, ale i momenty monotonii. Do miasta dotarłem po ciemku, czując, że to dopiero rozgrzewka przed prawdziwym wyzwaniem.

Trzeciego dnia pogoda się zepsuła. Od rana lało, a wiatr próbował zepchnąć mnie z drogi. Każdy kilometr w stronę Szczekocin ciągnął się jak wieczność. Mokre ubrania, chłód i kałuże sprawiały, że każda przerwa była ulgą. To były ciężkie 175 km, w którym charakter liczył się bardziej niż siła nóg.

Czwartego dnia Małopolska przywitała mnie podjazdami i stromymi górkami. Jura Krakowsko-Częstochowska jest piękna, ale potrafi dać w kość. Każdy podjazd palił mięśnie, ale za każdym razem na szczycie czekał widok, który wynagradzał wysiłek. Wieczorem dojechałem za Kraków gdzie przywitała mnie żona z córką, która  udała się do Zakopanego, a ja zostałem- zakończenie części rowerowej, dziś 130 km.

Piątego dnia przyszedł czas na marszobieg do Zakopanego. Trasa długa, ponad 87 kilometrów, i wymagająca. Najpierw równiej, potem coraz bardziej w górę. Pod koniec, około 20 kilometrów przed Zakopanem, poczułem ból – kontuzja zatrzymała mnie na chwilę. Wiedziałem jednak, że muszę dotrzeć. Z bólem w nodze, wolniej niż planowałem, ale udało się – Zakopane stanęło na horyzoncie. Do bazy noclegowej dobiegłem przed 24 godz.

Szóstego dnia czekał mnie ostatni odcinek – wejście na na Rysy. Z powodu bardzo złej pogody deszczu, mgły i silnego wiatru, zdecydowałem, że bezpieczniej będzie wybrać Kasprowy Wierch czyli 16 km. Tak zrobiłem. Ruszyłem w kierunku szczytu na Kasprowy. Każdy krok bolał po poprzednich dniach, a kontuzja nie ułatwiała sprawy. Szlak prowadził stromo w górę, ale z każdym metrem czułem, jak rośnie we mnie determinacja. Gdy stanąłem na szczycie, otoczony panoramą Tatr, wszystkie trudy zniknęły. Została tylko radość i satysfakcja – od Bałtyku po Tatry łącznie  935 kilometrów w 127.50 godz. Jest moją jedną wielką przygodą, którą zapamiętam na zawsze.”